Wariatka, oszustka i... #03
Sarkazm. W ofercie również inne usługi.
- Ostatnia
szansa?
Próbowałem
rozchylić powieki, a jednocześnie zorientować się względem otoczenia, ale nie
wychodziło mi ani z jednym, ani z drugim. Potem spróbowałem usiąść. Podobnie
jak w przypadku prostych czynności – mówić łatwo, zrobić trudniej.
Po krótkim
wysiłku, kiedy to miotałem się niczym jakaś wysuszona ryba na plaży – udało
się. Zdołałem nawet się rozejrzeć po pomieszczeniu i co dziwne połączyć wątki.
Krzycząca czarnowłosa, siedząca w kącie oszustka, kraty, i przeszywający ból na
plecach. Chyba nas wpakowali do więzienia. Wspaniale.
- Jestem
niewinna! To oni mnie namówili! – wrzasnęła po raz kolejny czerwonooka i
wskazała na nas dłońmi, które następnie złożyła jak do modlitwy.
- Wariatka i
oszustka, lepsi towarzysze się nie mogli trafić – wychrypiałem.
Dziewczyna
chyba nie była zadowolona z tego jak ją nazwałem i wbiła we mnie jakieś swoje
mordercze spojrzenie. Chyba miałem się przez to przestraszyć, czy coś.
Zignorowałem
ją i powoli zacząłem się rozciągać. Krzywiłem się, nawet przy najmniejszym
ruchu, a przecież mnie tylko sparaliżowali. Moja posiniaczona szczęka mówiła jednak coś
innego. Kopali mnie jak spałem, czy jak?
Jakoś już
bardziej żywy zawlokłem się pod kraty, szukając wzrokiem jakiegoś strażnika. W
końcu ten się pojawił. Czarnowłosa dziewczyna znów zacisnęła dłonie na kratach.
Mogłem się tylko modlić, by ta akurat siedziała cicho, aż sam skończę
rozmawiać, ale niestety, nic z tego.
- Zaszła
pomyłka – zacząłem. Strażnik zatrzymał się tuż przy nas. Nie wiem czemu, ale
miałem wrażenie, że bawi go takie spoglądanie na nas z góry. Może miał
wrażenie, że nabawimy się przez to kompleksu niższości i będziemy stanowić
świetną rozrywkę jako popychadła.
- No właśnie!
Jestem niewinna! Tamta mnie pobiła, a ten chciał… - zmierzyła mnie wzrokiem i
się skrzywiła, by następnie spojrzeć na strażnika z przerażoną miną. – Proszę,
nie zostawiaj mnie z tymi psami.
- Słuchaj – w
końcu się do niej odwróciłem. – Denerwujesz mnie już. Zamknij się albo źle
skończysz, chociaż nie przepadam za walkami z kobietami.
- Widzi pan?!
– pisnęła. Strażnik jedynie parsknął pod nosem i oddalił się od nas.
Czarnowłosa uderzyła pięścią w kraty, a następnie zacisnęła zęby i złapała mnie
za kamizelkę. – Podobam ci się, prawda? Więc mi pomóż do cholery. Powiedź, że
mnie namówiłeś czy coś.
Uniosłem
jedną brew. Dziewczynka urwała się nie wiem skąd, ale musieli ją tam nieźle
młotkiem w dzieciństwie bić skoro coś takiego wymyśliła.
- Okej –
uśmiechnąłem się miło. – Zrobię to. – Tak naprawdę to nie, ale fajnie jest
mieszać ludziom w głowach.
- Poważnie? –
zapytała, jakby sama w to nie wierząc.
- Nie –
złapałem za jej dłoń i odczepiłem od swojej kamizelki. Wyprostowałem się, wstając
na równe nogi i przeciągając rozejrzałem się po pomieszczeniu. Były to zwykłe,
podziemne cele do przetrzymywania kryminalistów. Dostaliśmy nawet łóżka, miło.
Szkoda tylko, że nie miałem ochoty zostawać tu na dłużej.
Nie
wyczuwając na kratach żadnej anty-magicznej bariery nie myślałem za wiele i
zacisnąłem dłoń w pięść, która pokryła się białym światłem.
- Pięść
Białego Smoka! – krzyknąłem, a następnie mocno zamachnąłem się celując w kraty.
No i mogłem się domyślić, że nie będzie tak łatwo. Materiał z jakiego zostały
wykonane te pręciki był jakiś strasznie mocny i nawet mój atak nie zdołał go
rozwalić.
Zatoczyłem
się do tyłu, wyprostowałem, a potem niezłomnie uderzyłem znowu. Nie powstrzyma
mnie jakieś głupie więzienie. Moi przyjaciele czekają, cholera.
- Dasz sobie
już spokój? Rano i tak nas wypuszczą. – mruknęła siedząca do tej pory oszustka.
Odwróciłem
się do niej, a potem zerknąłem na siedzącą obok czarnowłosą, która również się
nią zainteresowała. Popatrzyłem na dziewczynę numer jeden i zapytałem:
- Mam
siedzieć razem z wami, mimo że tak naprawdę z naszej trójki tylko ja jestem
niewinny?
- Jedyną
winną jest nasza złodziejka. Ja również tu siedzę przez nią, a jakoś potrafię
siedzieć na miejscu i nie płakać jak dziecko…
Ściągnąłem
brwi, groźnie wpatrywałem się w nią chwile, po czym skrzyżowałem ręce na
piersi.
- No to
dowaliłaś. Chcesz mi powiedzieć, że za zniszczenie mojej gildii też nie jesteś
winna? – zapytałem. Ta jednak zamiast cokolwiek odpowiedzieć, najpierw wskazała
na siedzącą obok mnie dziewczynę numer dwa.
- Dla twojej
wiadomości goniłam ją. Jak już przyszłam wszystko takie było.
- Jasne
idiotko, oszukałaś mnie – warknęła czarnowłosa. Widzę, że mamy coś wspólnego.
- Taka praca
– odpowiedziała jej wzruszając ramionami.
Irytowały
mnie. Cholernie mnie irytowały. Czy w tym wszystkim miałem chociaż cień szansy
by dowiedzieć się jak było naprawdę?
- Czyli
wszystko sprowadza się do ciebie – zwróciłem się do czarnowłosej. Znów
spróbowała swoich sił w dziedzinie morderczych spojrzeń. Ja starałem się nie
roześmiać, co nie było trudne, ponieważ nie było mi do śmiechu.
Zmierzyła
mnie od stóp do głowy, po czym zagryzła dolną wargę.
- A kim ty
właściwie jesteś?
Przez myśl mi
przemknęło, czy zabrzmiałoby głupio, gdybym powiedział „twoim najgorszym
koszmarem”.
- Byłoby
miło, gdybyś wiedziała czyje gildie demolujesz – warknąłem przypominając sobie
o tym co widziałem - całkowicie zniszczone pomieszczenia. Już pomijam pokój
Myina. Znając życie, gdy wróci to nawet nie zauważy, że nie ma ściany. No
chyba, że zacznie się zima i będzie mu do środka padać śnieg. Wtedy dopiero może
zacząć coś podejrzewać.
-
Zdemolowałam tylko jedną gildię Sabertooth. A z tego co widzę, coś za młody
jesteś jak na Mistrza takiej gildii. Więcej grzechów nie pamiętam – wzruszyła
ramionami, a ja poczułem, że mnie coś zaraz trafi.
- Och –
powiedziałem wykreślając ze swojej wypowiedzi niepotrzebne wyzwiska. – To chyba
cię zaskoczę, ale to moja gildia.
Ze
spojrzeniem czerwonych oczu utkwionym we mnie za wstrząsającą intensywnością,
dziewczyna westchnęła, a następnie znów zacisnęła dłonie na kratach, próbując
je wyrwać.
- Halo! Chcą
mnie zabić! – wrzasnęła. Zaciekawiony strażnik w końcu przyszedł. Czarnowłosa
się wyprostowała, a ten popatrzył na nas wszystkich z drwiącym uśmieszkiem na
twarzy. Widać się bardzo dobrze bawił. Tak dobrze, że nawet nie zdążył
zareagować kiedy złapałem go za jego koszulkę i przyciągnąłem do siebie.
- Możesz się
przestać tak uśmiechać? Obrzydzasz mnie – warknąłem. Strażnik wyrwał się,
prawie nie upadając. Zamiast jednak odpowiedzieć, uciekł mrucząc coś pod nosem
ze zmarszczonym czołem. Cóż, przynajmniej nie było mu już tak wesoło. Byłoby
miło, gdyby już nie wrócił.
- Nie chce cię
zabić – zwróciłem się do czarnowłosej, a potem usiadłem na jednym z łóżek.
Może było tak, jak Weisslogia mówiła. Może wystarczyło tylko poczekać do rana?
Chociaż, robiło się już źle skoro zaczynałem tak nazywać tą laskę.
Czerwonooka
spojrzała na mnie podejrzliwie, po czym puściła kraty i skuliła się pod nimi
podciągając nogi do siebie.
- Charlotte –
mruknęła speszona. Ciekawiło mnie, czy sprawdzała przez to, jak dobry mam
słuch, czy po prostu tak sobie rzuciła swoje imię. Bo to chyba było jej imię,
prawda?
Nastąpiła
chwila ciszy, po której dziewczyna w końcu nie wytrzymała.
- Też mógłbyś
się przedstawić! – moja mina musiała być w tym momencie bardzo zabawna, bo
usłyszałem ciche parsknięcie ze strony Weisslogi. Cholera, musiałem szybciej
poznać jej prawdziwe imię, bo jakoś było mi strasznie niewygodnie używać w ten
sposób imienia mojego ojca.
- Ty naprawdę
nie wiesz kim jestem? – zapytałem, a ta pokiwała przecząco głową. Westchnąłem
ciężko. Druga dziewczyna starała się nie wybuchnąć śmiechem. Dziwne, ale
szczerze mówiąc wyglądała lepiej z tymi rumieńcami na twarzy i z uśmiechem, niż
z kamienną miną. – Sting Eucliffe.
Skinęła
głową, a długie włosy opadły jej na twarz.
- A ty coś
powiesz? – zapytałem Weisslogi. Słyszałem własny głos, jakbym znajdował się na
zewnątrz mojej głowy.
Dziewczyna
chyba nie wiedziała o co mi dokładnie chodzi. Bo właśnie to wywnioskowałem z tej
zaskoczonej pytaniem miny.
- Nie znam
cię, a jednocześnie odnoszę wrażenie, że jesteś kimś ważnym. Używasz imienia
mojego ojca, a nawet i jego magii, której mnie nauczył – skrzyżowałem ręce na
piesi i spojrzałem na nią groźnie. – Nic nie sugeruje, ale byłoby miło gdybyś
powiedziała kim właściwie jesteś.
Weisslogia
spojrzała na mnie krzywo, po czym przeniosła wzrok na równie zainteresowaną jej
osobą Charlotte. Coś wewnątrz mojej głowy mówiło mi, że te dwie chyba za sobą
nie przepadają. No tak, przecież goniły się już od kiedy Charl zdemolowała
Sabertooth, przynajmniej tyle zrozumiałem. W
związku z tym chyba łatwo się domyślić, jak bardzo roznosiła je złość.
- Mam mówić
przy tym… czymś? – wskazała na czarnowłosą.
- O proszę,
więc pani „święta” – Charlotte uniosła dłonie do góry, robiąc w powietrzu
cudzysłowie. – Jednak nie jest aż tak wspaniała i ma coś do ukrycia?
Białowłosa
zmrużyła oczy.
- W
przeciwieństwie do ciebie pierwszy raz jestem w więzieniu. Czujesz się tu
pewnie jak w domu, skoro mnie tak swobodnie obrażasz, co?
Charlotte
wstała i wpatrywała się w nią z miną, która nic dokładnie mi nie mówiła. Nie
wiedziałem więc, czy te słowa ją zezłościły, czy zadowoliły. Dopiero kiedy
zacisnęła dłonie w pięści mogłem wywnioskować, że się porządnie wkurzyła.
- Lepiej
skończ temat mojego domu, albo ta twoja blada buźka nabierze krwawych odcieni.
- Oj
zamknijcie się już – rzuciłem błagalnym tonem. Obie wbiły we mnie swoje
mordercze spojrzenia. I tym razem musiałem przyznać, że wyglądały naprawdę
groźnie. Z wkurzonymi laskami to jednak lepiej nie dyskutować.
- Powiem ci,
ale tylko dlatego, że mnie oboje irytujecie – warknęła.
- Przyganiał
kocioł garnkowi – wyrwało mi się, ale widocznie zmusiła się by to zignorować.
Miałem wrażenie, że przez te parę sekund wciąż powstrzymywała się, by nie wstać i
mi nie przyłożyć.
Stojąca obok
Charl dopiero teraz załapała, że mówiłem też o niej.
- Ej. Wredny
jesteś – stwierdziła krzyżując ręce na piersiach. Sam zaś wzruszyłem ramionami,
ciekawe ile jeszcze razy to usłyszę.
- Wracając do
tematu – zaczęła Weisslogia. – Pochodzę z Edolas. I zanim zaczniesz się drzeć…
daj skończyć. – Powiedziała widząc jak powoli otwieram usta, by jej przerwać. –
Jak pewnie wszyscy wiedzą, to inny świat, niemagiczny. Widzę, że mój ziemski
odpowiednik był smokiem. Sama się zdziwiłam, ale to by wyjaśniało, skąd u mnie
magiczne zdolności, których w Edolas nie posiadałam. Nie wiem co ci mogę
jeszcze powiedzieć. Na pewno nie jestem dla ciebie nikim bliskim. I nie będę.
Zaprowadzę tą tutaj do aresztu i więcej mnie nie zobaczysz – stwierdziła z
pewnością w głosie. Rany, mówiła to wszystko w taki sposób, jakbym był jakimś
zagubionym dzieciakiem, który na siłę szuka rodziny. Miałem już bliskich, inni
nie byli mi potrzebni.
- To wciąż
nie tłumaczy, dlaczego mnie zaatakowałaś w gildii. Po za tym skąd u ciebie taki
mocny atak? Przecież ty… - nie byłem do końca pewny, ale gdybym nazwał ją „patykiem”
to chyba mogłaby się obrazić, prawda? – Nie jesteś zbytnio umięśniona. –
Powiedziałem, ale mimo to wciąż wyglądała na urażoną. Rany, nienawidzę mówić o
wyglądzie. Zawsze uda mi się kogoś obrazić, nie ważne jak bardzo chce wybrnąć.
- Myślałam,
że jesteś jej wspólnikiem. A ten atak to zwykła sztuczka. Uderzenie z dobrą
siła we właściwe miejsce i taki otrzymujemy efekt. W Edolas nie mamy magii, więc
aby walczyć trzeba umieć takie rzeczy.
- Fascynujące
– odparła Charl niezbyt przekonująco. Widząc zdenerwowaną minę drugiej
dziewczyny odwróciła głowę, udając, że ziewa, i że nic takiego nie powiedziała.
- No to tu
już wszystko wiem - spojrzałem na
rozbawioną w tym momencie Charlotte. – Teraz twoja kolej.
- Myślałam,
że już to przerabialiśmy. Pamiętasz? „Więcej grzechów nie pamiętam” - zacytowała własne słowa kładąc ręce na
biodrach. – Czego ty jeszcze chcesz?
- Szukałaś
czegoś w Sabertooth. Co to było? – nagle coś mi zaświtało w głowie. – I czemu
właściwie… Weisslogia cię chce zamknąć? – Wciąż ciężko było mi ją tak nazywać.
Rany, nie mogła sobie dać na Ziemi innego imienia?
Obie
zmierzyły się wzrokiem, po czym w tym samym momencie fuknęły pod nosem i
odwróciły głowy. Widzę, że niesamowicie za sobą nie przepadały.
- Jestem
niezależną złodziejką. W twojej gildii miało być coś ważnego dla mojego
klienta, ale to była jedynie zmyłka, zastawiona przez tą frajerkę.
- Ale się
nabrałaś, więc nie wiem, czy to ja jestem tą ”frajerką” – zachichotała. Nie
wiem czemu, ale mnie również to rozbawiło.
- Nie należysz
do żadnej gildii, a latasz za każdym złodziejem! W sumie teraz to już tylko za
mną, bo nie udało ci się mnie ani razu wsadzić do więzienia – uśmiechnęła się.
Weisslogia słysząc jej słowa rozejrzała się po pomieszczeniu. Próbując nie
wybuchnąć śmiechem pokiwała twierdząco głową. – Uduś się.
Zarzuciłem
głową do tyłu, uderzając delikatnie o ścianę. Zapowiadała się w takim razie
ciekawa noc. Wszystkie podejrzenia dotyczące tego, że były Mistrz miał coś do
ukrycia okazały się być zwykłą zmyłką dla ganiających się panien? Świetnie.
Ciekawiło mnie jednak jeszcze jedno.
Czy to spotkanie
będzie miało jakiś związek w przyszłości?
Ale zajefajny blog! :) Trafiłam tu z Spisu FF o FT (sory że tak skrótami lecę, ale jestem dość leniwa jak na swój młody wiek xDD )
OdpowiedzUsuńMega, mega, mega blog! I dużo Sting'a! To je najważniejsze XD
Świetny rozdział. Miło się czyta i szybko leci... Za szybko ;-;
Kin: Trochę mało Zerefa i Rogue, ale może być...
Cicho być złota! To blog o Stingu! Te dwie ciapy nie są do niczego potrzebne!
Kin: Mogę wyrazić własne zdanie, a jak nawet to co? Zakleisz mi usta.
*Shiruba uśmiecha się sadystycznie i ciągnie taśmę z charakterystycznym dźwiękiem, po czym związuje Kin i zakleja jej usta*
W końcu mogę napisać normalnego koma.
Shannon: Twoje komy nie są normalne...
Kolejna! Idź się przelizać ze Stingiem na moim blogu.
Shannon: Mam leprze pytanie... Czy nie powinnaś pisać shorta na swojego bloga?
Idź się zastrzel! On nawet nie dotyczy ciebie.
Lucy: Ale dotyczy mnie i Natsu
Natsu: Zgadzam się z Lu.
Idźcie się przelizać u mnie!
*Sting i Shannon zaczynają się całować*
Nie wy idioci! *wywala całującą się dwójkę z komentarza. Związana Kin tarza się ze śmiechu*
Wszyscy wypad stąd!
Sorry za chory komentarz... Tak jest zawsze jak próbuje napisać coś normalnego i z sensem...
Weny życzę i zdrówka. I żeby rozdział jak najszybciej się pojawił :)
Pozdrawiam i całuję Shiruba
Haha, lecisz z tymi rozdziałami, nie ma co. :D
OdpowiedzUsuńAkcja działa się niby tylko w celi, ale te ich rozmowy mnie rozwaliły. Sting może sobie tylko współczuć, bo siedzieć z dwoma laskami, które ciskają w siebie piorunami to dosyć spore ryzyko. Oby jemu się nie oberwało. xD
Wyjaśniło się też kim jest Weisslogia. :D Ciekawe, czy Sting się z nią zaprzyjaźni. :3 Bo z tą czarnowłosą to jakoś wątpię. xD
Pozdrawiam. :)