Wykiwany smoczuś #04

Kobiety. Tak, kobiety... czyli same kłopoty..

Duża sala, wyglądem przypominająca jakiś sklep z błyszczącą wystawą. Wszystko aż waliło po oczach swoimi kolorami i czystością. Nie żebym był przeciwny, ale mimo wszystko po wyjściu z ciemnych, więziennych krat jakoś nie zdążyłem się przyzwyczaić do jakiś przyjaźniejszych barw.
- Nie spodziewałam się tego po tobie Stingu Eucliffe – odparła surowo Księżniczka Hisui mierząc mnie i dwie dziewczyny od stóp do głów. – Myślałam, że jako Mistrz Sabertooth i dzielny wojownik podczas walki ze smokami, wykażesz się większą rozwagą.
Och, jak ja to uwielbiałem.
Była młoda, mogłem strzelać, ale chyba bym się nie pomylił gdybym powiedział, że młodsza ode mnie. Mimo to zachowywała się tak jakby już dawno miała pięćdziesiątkę na karku i pół życia za sobą. Kto w tych czasach używa takiego wyrafinowanego języka? I nie, to na pewno nie było dlatego, że była księżniczką Fiore. Przecież nikt jej nie kazał mówić w ten sposób… Prawdopodobnie.
Sam sobie zaprzeczałem. Z jednej strony irytowała mnie, bo miałem wrażenie, że patrzy na nas z góry. Z drugiej była wkurzająca, bo jeśli serio ją tak uczyli, to rozumiem mówienie tak do osób starszych czy jakiejś szlachty. No ale bez jaj, byliśmy prawie w tym samym wieku, musiała tak bardzo pokazywać, jak bardzo się od siebie różnimy statusem?
- Właściwie to ja też się nie spodziewałem, że zostanę zamknięty z nimi na całą noc – spojrzałem w stronę stojących obok mnie dziewczyn. Po chwili znów wróciłem wzrokiem do siedzącej na tronie księżniczki unosząc przy tym ręce w kajdankach blokujących magię. – Mogę już sobie iść?
- Nie.
- Tak myślałem – westchnąłem. Poczułem dźgnięcie w okolicy barku i gwałtownie odwróciłem głowę, wbijając mordercze spojrzenie w sztywnego z powagi Arcadiasa. – Coś nie tak, panie władzo? – Dodałem złośliwie.
- Zachowuj się, stoisz przed księżniczką całego Fiore.
Wywróciłem oczami. Zdusiłem w sobie silną potrzebę powiedzenia, że nie widzę jej pierwszy, ani ostatni raz i po chwili zacząłem się zachowywać jak porządny obywatel. Albo chociaż, próbowałem.
- Przecież mówię do cholery, że nie mam z tym nic wspólnego!
- Akurat! To był twój pomysł! – rzuciła Charl robiąc oczy zbitego psa w stronę zielonowłosej. Powinna się cieszyć, że stała między nami Weisslogia, inaczej nie miałbym problemu by ją walnąć.
Na twarzy Hisui pojawił się dziwny uśmieszek. Złapała za jakiś zwinięty papier, leżący na małym stoliczku, obok jej tronu. Gdy go rozwinęła, lista rozciągnęła się, aż po nasze nogi.
- Charlotte Blacke. Przekręty, małe kradzieże, zorganizowane napady, podopisywanie nielegalnych kontraktów, ogólne łamanie przepisów miejskich, wszczynanie bójek, obraza rodziny królewskiej, zaatakowanie przechodnia z użyciem magii…
- Ej, ej! Sam się prosił, frajer! – fuknęła. Musiałem przyznać, że nieźle sobie wyrobiła reputacje.
- Jeszcze dopiszcie zniszczenie gildii Sabertooth i będzie po sprawie – dodałem zauważając brak. Czarnowłosa wydała z siebie warknięcie, które było prawdopodobnie wyrazem niezadowolenia, że jeszcze bardziej ją pogrążam.
- Dobrze, wezmę to pod uwagę. Teraz myślę, że umieszczę was w tym samym więzieniu, aż do przejęcia sprawy przez Erę…
- Moment! – przerwałem jej i uniknąłem kolejnego ciosu od Arcadiasa. – Czyli mam rozumieć, że ja też? Przecież jestem niewinny za to włamanie! Mówiłem już! Chciałem pomóc!
Hisui zmarszczył brwi i spojrzała na mnie, jakbym był najgorszym oszustem na świecie.
- Dowiedziałam się, że rozmawiałeś ze strażnikami w czasie włamania. Skąd mogę mieć pewność, że tu nie chodziło o odwrócenie ich uwagi? – rzuciła podejrzliwie, a na opuściłem bezradnie ręce.
Nie chciałbym, tak jak Charlotte mieć teraz długiej listy, na której znalazłaby się obraza rodziny królewskiej, ale w tym momencie miałem wielką ochotę powiedzieć jej coś nieocenzurowanego. Naprawdę, zalewający się łzami król i głupia księżniczka, która właściwie nie robi nic dobrego, tylko sprawia problemy. Przecież kto był prawdziwym mózgiem tego całego Projektu Zaćmienie? Ona. A jak była ta afera z duchami Yukino? No tak, właściwie jedno wynikało z drugiego. Wciąż jednak tylko siedzi i nawet nie pomyśli, że ktoś może mieć problemy z jej bezpodstawnego oceniania sytuacji.
- Arcadiasie, proszę wyprowadź tą dwójkę
- Dwójkę? – powtórzyłem w tym samym momencie co Charl. Mężczyzna nic nie powiedział, jedynie złapał nas za ubrania i pociągnął do tyłu. – Ej! Zaraz! Ale czemu?!
Syknąłem widząc jak Hisui podchodzi do Weisslogi, a następnie zaczęły rozmowę, podczas której kajdanki na nadgarstkach białowłosej uderzyły głośno o podłogę.
- Cholerny biały pies królestwa – mruknęła pod nosem Charl, wyraźnie niezadowolona z tej całej sytuacji.
Wcale jej się nie dziwiłem.

***
Rzucił nami jak workami na ziemniaki wprost do brudnej i zasikanej przez przerażonych więźniów celi. Miło wrócić na stare śmieci. Nie, zaraz, to nie tak miało być! Cholera.
Wiedziałem, że to nic nie da, ale po raz kolejny uderzyłem pokrytą światłem pięścią o kraty, które jedynie odbiły dźwięk. No i przy okazji mnie, przez co upadłem, uderzając tyłem głowy o jeden z wystających kamieni.
Charl spojrzała na mnie jak na idiotę.
- Może dasz sobie spokój?
- Może ugryziesz się w dupę? – warknąłem, a ta zrobiła urażoną minę. – Myślisz, że przez kogo tu siedzę?
- No chyba nie myślisz, że przeze mnie!
- Zapomniałem! Przecież to Hisui, sama wybiła szybę i weszła do własnego zamku!
Po dłuższej chwili pełnej namysłu zapytała:
- Długo się znacie, że już jesteście na „ty”?
- Nie zmieniaj tematu! – warknąłem. Dziewczyna w przeciwieństwie do mnie dobrze się bawiła w celi, rzeczywiście musiała się tu czuć bardzo swobodnie. Nie dziwie się, pewnie dużo razy siedziała za te wszystkie wykroczenia. Ciekawe ile ona ma lat. Tyle kar, a ona wciąż wydawała się być młodsza ode mnie.
- Dobra, uspokój się smoczusiu – prawie się nie złożyła wpół ze śmiechu kiedy to powiedziała.
- Smoczusiu? – powtórzyłem czując jak ogarnia mnie zażenowanie. – Więc jednak wiesz, że jestem Smoczym Zabójcą. Kłamałaś, jak mówiłaś, że mnie nie znasz.
- Może tak, może nie – rzuciła i po chwili głośno ziewnęła. Ale ja i tak wiedziałam, że na pewno nie jest zmęczona. Po takim napadzie śmiechu jaki odstawiła nikt nie byłby zmęczony. Po za tym na zewnątrz prawie wschodziło słońce. Dało się jej zobaczyć przez małe okienko w celi. Dobra, żeby nazwać to oknem, trzeba byłoby rozwalić jeszcze dwadzieścia takich dziurek. To była zwykła brakująca cegła w ścianie, dzięki której dostawało się trochę światła i świeżego powietrza. Do rzeczy, czy naprawdę jej się opłacało iść teraz spać?
Przekręciła się na bok, twarzą do ściany. Usłyszałem jej ciche mruknięcie:
- Daj odpocząć, a nas uwolnię.
Westchnąłem. Wiara w kobiety jakoś do niczego mnie do tej pory nie doprowadziła.
Gdybym wtedy nie zaczął szukać Weisslogi, nie znalazłbym się w Crocus. Jakbym nie posłuchał leżącej na podłodze dziewczyny, nie siedziałbym zamknięty w więzieniu i nie zostałbym oskarżony o współudział we włamaniu do pałacu. Ciekawe co by się stało, gdybym posłuchał mało rozgarniętej złodziejki…
To może jednak sam pokombinuje z tym oknem.
Przyjrzałem się mu dokładnie i stwierdziłem, że z łatwością mogę rozwalić tą ścianę. Tutaj na pewno nie było żadnych zabezpieczeń. Uśmiechnąłem się pod nosem, a moja pięść pokryła się białym światłem.
- Weź… - usłyszałem zaspany głos dziewczyny, która pociągnęła mnie za kamizelkę do tyłu. Spojrzałem na nią z góry. Dziwne, ale naprawdę wyglądała na śpiącą.  – Już nas wypuszczę, zanim narobisz hałasu.
Uniosłem brew i skrzyżowałem ręce na piersi opierając się o ścianę, którą chciałem jeszcze chwile temu rozwalić. Byłem ciekaw, jaki ta czarnulka ma plan. Z rozbawieniem przyglądałem się jak próbuje rozpracować mechanikę zamka. Doprawdy, wyglądała w tym momencie bardziej jak jakaś parodia złodzieja, niż jej prawdziwa wersja.
Tak mniej więcej po dziesięciu minutach i dwóch zabitych przeze mnie muchach, które latały mi przed twarzą, odwróciła się nerwowo zagryzając dolną wargę. Oho, jak nic, będzie miała jakąś sprawę.
- Nie będę obwijać w bawełnę. Wypuszczę nas pod jednym warunkiem – wiedziałem.
- Czego w takim razie żądasz dobra… – udałem, że się krztuszę – …kobieto.
- O rany, gorzej trafić nie mogłam – westchnęła rozmasowując zmarszczki na czole otwartą dłonią. Dziwne, ale wyjęła mi te słowa prosto z ust. – Potrzebuje jakiegoś miejsca, żeby się na chwile ukryć. Uwolnię nas, jeśli przyjmiesz mnie na chwilę do gildii.
- Tylko tyle? – zapytałem. Pokiwała twierdząco głową. – Aaa, w takim razie… nie.
Charl otworzyła szerzej usta i rozłożyła ręce.
- Co? Czemu?! To jest przecież dobry układ! – podniosła głos, ale nie krzyknęła. Prawdopodobnie po to, by nie zwabić do nas strażników. A jednak coś tam umiała myśleć.
Zmarszczyłem brwi, a następnie puknąłem ją w czoło.
- Uciec mogę bez twojej pomocy – wskazałem kciukiem do tyłu na ścianę. – A po za tym myślisz, że skoro uciekłem razem z tobą, to nie będą cie szukać w Sabertooth?
- Tak – powiedziała krótko z wielką pewnością w głosie. – Po za tym nie uciekniesz bez mojej pomocy. Jeśli chcesz, możemy się założyć ile czasu zajmie strażnikom złapanie cię.
- Teraz tym bardziej cię u siebie nie chce.
- No weź! – jęknęła łapiąc się mojego ramienia. – Co ci szkodzi…
- Moje zdrowie psychiczne ucierpi na tym! – rzuciłem próbując ją odkleić od siebie. – Nie masz własnej chaty, czy jak?
Zastygła na chwilę w bezruchu, a następnie dziwnie umilkła. Odwróciła głowę w bok, wyglądając przy tym na zmartwioną. Stanęła do mnie plecami i położyła dłoń w miejscu zamka na drzwiach.
- Nie będę w niczym przeszkadzać. Nawet mnie pewnie nie zauważysz. Po prostu… pozwól mi – powiedziała cicho, prawie bezgłośnie.
Muszę stwierdzić, że chyba stałem się strasznie miękki.
- Jeśli jesteś magiem, nie mogę ci zabronić wstąpienia do gildii. Właściwie możesz nam pomóc ją naprawić, bo to w sumie twoje dzieło – rzuciłem bez namysłu, całkowicie zgadzając się na jej plan. Naprawdę, że też doszło do tego, że tańczyłem jak mi jakąś laska zagrała.
Charlotte uśmiechnęła się w moją stronę z ulgą wypisaną na twarzy, a następnie weszła w cień rzucany przez jedno z łóżek. Przeszła w postaci ciemnej plamy przed kraty i pojawiła się z drugiej strony. Zaczęła zmienionymi w cień palcami grzebać coś w zamku. Przez chwilę myślałem, że teraz mi pomacha i sobie ucieknie sama. Jednak odetchnąłem, kiedy drzwi nagle otworzyły się na oścież.
Wszystko było ładnie, super i ekstra. Ale jedna rzecz mnie zastanawiała.
- Czemu nie zrobiłaś tego wcześniej? – zapytałem półszeptem kiedy szliśmy korytarzem w stronę drewnianych drzwi.
- Ponieważ kundel był z nami. Gdyby się dowiedziała, jakim cudem uciekam, już dawno by się zabezpieczyli.
- Kundel? – powtórzyłem. Rzeczywiście, już wcześniej tak nazwała Weisslogię. Musiały się w takim razie nieźle znać.
Zatrzymała się nagle, tuż zanim zdążyła pociągnąć za klamkę.
- Sting… Lubisz walczyć, prawda? – zapytała. Zrobiłem minę, jakby pytała o coś oczywistego. Który mag nie uwielbia tego uczucia walki? Uśmiechnęła się widząc moją odpowiedź i pociągnęła za klamkę w dół. – Bo mamy towarzystwo.
Światło z holu uderzyło wprost na nas. Ta sala jak większość innych była wielka, albo może się taka wydawała przez wysoki sufit. Miałem czasem wrażenie, że zaprojektowali ten zamek jak dla jakiegoś olbrzyma. Nawet podłoga wydawała się być z jakiegoś porządnego marmuru, pewnie po to by się nie zapadła, jakby jakiś gigant tędy przechodził… Boże, jaki ja jestem głupi.
Towarzystwem, o którym mówiła Charl,była stojąca przed nami Weisslogia. Wcale nie wyglądała jakby chciała się przyłączyć do naszej wesołej eskapady. Zaraz, wykreślam to przedostatnie, mi wcale nie było wesoło.
- Zawróćcie – rozkazała. Czy ona naprawdę miała nadzieje, że grzecznie pokiwamy głowami i cichutko wrócimy do tych odrażających cel? Jeśli tak, to nieźle się pomyliła.
- Chyba śnisz – powiedzieliśmy wspólnie z Charl. Weisslogia zmarszczyła przez to brwi i zacisnęła palce w pięści.
- To zmuszę was do tego siłą – warknęła wyciągając dłoń przed siebie. – Święta No
- Ryk Białego Smoka! – wypuściłem z ust tornado światła, zanim zdążyła cokolwiek zrobić. Nie trafiłem jej, bo zdążyła szybko ominąć mój atak, ale to nie był żaden problem.
Stojąca obok mnie Charl znów zmieniła się do postaci cienia i ruszyła na nią szybko. Weisslogia nie wiedziała, na kim skupić uwagę i ostatecznie wybrała bliższą dziewczynę. A to był błąd.
Czarnowłosa wyskoczyła tuż nad nią, a w tym samym momencie wszystkie cienie w pomieszczeniu stały się pod jej kontrolą i mocno obwinęły białowłosą. Dało mi to możliwość bezproblemowego trafienia.
- Święty Podmuch! – ryknąłem rzucając kulę białego światła w stronę przeciwniczki. Wcale nie chciałem używać jakiś wielkich ataków ze względu na to, że walka do początku była nierówna i skazana na jej porażkę. Była przecież z Edolas i ledwo potrafiła używać magii, a do tego jeszcze walczyła na dwóch magów.
I tak jak myślałem, po czymś takim już była cała poobijana i ledwo mogła się ruszyć. Kiedy Charlotte ją wypuściła, białowłosa upadła na twarz nie mogąc nic zrobić.
Blacke wbiła zadowolony wzrok w przeciwniczkę i pokazując jej język przeskoczyła nad nią, a potem podbiegła do mnie. Złapała mnie za nadgarstek i z szybkością, jakby się coś paliło zaczęliśmy biec w stronę wyjścia.
Wyrwałem się jej dopiero po chwili, bo głupio się czułem będąc ciągnięty przez jakąś dziewczynę, której nawet nie trawiłem. Nie przerwałem jednak biegu, ponieważ wiedziałem, że strażnicy na pewno nas gonią. Zdałem sobie wtedy sprawę, że równie dobrze mógłbym wyjść rozwalając tamtą ścianę, bo z cichej ucieczki nic nie wyszło. No trudno. Ważne, że się udało.

***
- Ała! – powiedziałem kiedy Rogue uderzył mnie w tył głowy. – Za co?
- Za jajco. Szwendasz się po Crocus w poszukiwaniu jednaj laski, a sprowadzasz drugą – skrzyżował ręce na piersi i zmierzył przeciągłym spojrzeniem rozglądającą się  po wielkim hotelu Charlotte. Swoją drogą, wyglądała na bardzo zaskoczoną i wesołą będąc w takim miejscu. Sam poczułem się lepiej kiedy w końcu dotarliśmy do tego miejsca. Uśmiech sam pchał się na twarz, na myśl o tym, że zaraz walnę się do miękkiego, hotelowego łóżeczka.
Skrzywiłem się jednak, bo widziałem złość w oczach przyjaciela. Dobrze, że nie było z nim Yukino, bo byłoby to czyste combo wściekłości. Ciekawe jak miałem mu teraz powiedzieć o tym, że przyjmuje tą nową do gildii, a no i trzeba było wspomnieć o moich odwiedzinach u księżniczki.
- No tak. Możecie się poznać czy coś, bo ona do nas dołącza przez to, że uwolniła nas z więzienia w zamku. A, i to ona rozwaliła nam gildie, ale tym się nie przejmuj, bo…
- Czy ja się przesłyszałem? ZAMKNĘLI CIĘ W WIĘZIENIU? – i po kij on się tak darł?
- No tak, to właśnie powiedziałem.
- I to jeszcze ona rozwaliła naszą gildię? Powiedz, że sobie jaja robisz z tym przyłączeniem jej do nas – syknął widząc jak dziewczyna zaczyna rozmowę z gościem od obsługi hotelu, po chwili facet był tak czerwony na twarzy jak jego głupia marynareczka. – Będą z tego tylko kłopoty.
- Nie musisz mi tego mówić – westchnąłem.
Dziewczyna podeszła do nas, w dłoni trzymała jakąś karteczkę.
- Okej, już wiem jak ten ładniutki ma na imię – zacichotała odwracając się w stronę recepcjonisty i puściła mu oczko z zalotnym uśmiechem na twarzy. Mimowolnie spojrzałem w jego stronę i dokładnie się mu przyjrzałem. Miała jakiś dziwny gust. No ale, co mnie to miało obchodzić?
Przespaliśmy się w hotelu, a następnego dnia, po wielkim ochrzanie od Yuikno i całej reszty, wsiedliśmy do morderczego pociągu, gdzie Charl cały czas zwijała się ze śmiechu widząc moją zieloną twarz. Właściwie to też miałem niezły ubaw, kiedy udałem kilka razy, że chce na nią zwymiotować, a ta przeraźliwie piszczała. W taki właśnie sposób minęło to przeklęte kilka godziń, po których dotarliśmy do naszego miasta.
Charl dostała znak gildii na prawej stronie brzucha, jakoś mnie ten wybór nie zaskoczył. Mimo że przez cały czas byłem sceptycznie nastawiony do tego wszystkiego, to naprawdę nie czuło się jakiejś wielkiej zmiany. Postarała się nawet i zarywając nockę, ogarnęła całą naszą gildię.
Wszystko powoli wracało do normalności z jednym dodatkom członkiem. Dopóki nie przyszedł jeden liścik od królestwa.
Kopnięciem otworzyłem drzwi od pokoju dziewczyny. Wzdrynęła się, słysząc głośne uderzenie i otworzyła zaspane oczy. Faktycznie, przylazłem przecież o czwartej nad ranem, czego mogłem się spodziewać?
- Pogięło cię, że tak wcześnie? – mruknęła niewyraźnie, próbując się podnieść.
Wyprostowałem zgięty ze wściekłości papier i zacząłem czytać:
- Z racji tego, że Charlotte Blacke dołączyła do gildii Sabertooth, wszystkie jej wykroczenia zostały usunięte, a rachunek za zniszczenia wysłany do Mistrza – znowu zgniotłem papier i rzuciłem zwiniętą kulką w jej czoło. – Więc taki miałaś plan?! Wiesz ile tam jest zer?!
Rozmasowała z uśmiechem czerwone miejsce od uderzenia i pare razy zamrugała.
- Ciesz się, miałam zamiar zwiać zaraz po tym, ale jakoś mi się tu spodobało – wystawiła język. – Zapowiada nam się chyba długa współpraca, co?
- Oh... – powiedziałem tracąc zdolność mówienia. Nie wiem, czy było to wywołane późną godziną, czy tym, że miałem teraz trzymać ją u siebie, aż spłaci dług. Wiem jedynie, że wahałem się między uduszeniem, a wyrzuceniem jej przez okno. – Nigdy więcej nie słucham kobiet.


Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. A teraz do rzeczy... Biedny Sting... Wykiwały go dwie kobiety... Biedna jego męska duma xD Ten tekst z zerami rozwalił...
      Kin: Jak dla mnie ta cała Charlotte jest zajebista! :D
      Podobna do ciebie...
      Kin: No! :D Też bym wkręciła Stinga xD Nie lubię go...
      Kocham go <3 Zapamiętaj sobie złota pi**o! Jeżeli skrzywdzisz Stinga-sama zabiję cię!
      Kin: Samobójstwo w trakcie pisania bloga?
      A czemu nie!?... Zaraz! Nie! Zabiję ciebie, a sama będę żyć!
      Kin: Puki nie wymyślisz ponownie drugiej siebie...
      Dokładnie!
      Sting: Ale musicie się tak kłócić? Nie łatwiej rozwiązać tego odpowiednio? Czytajcie walką?
      *Shiruba i Kin patrzą na siebie morderczo, po czym rzucają się na siebie*
      Sting: Za nim wygra Shiruba od razu przeproszę za te wariatki...
      Kin: Skąd wiesz że przegram!?
      Sting: Wybacz, ale stawiam na Shirubę. Ona nie myśli jak mnie wykończyć...
      Widzisz! Każdy chłopak z Fairy Tail i Sabertooth woli mnie! To samo Naruto, Bleach i inne anime!
      Zeref: Wiesz Shiruba... Ja wolę Kin. *Zeref dzieli się ze Stingiem popcornem i razem obserwują bitwę*
      Kin: Zeref! Pomógł byś!
      Sting-sama!
      *chłopaki nadal siedzą, a do nich doszli inni bohaterowie FT. Po parominutowej bitwie Shiruba zakleja usta i ręce Kin*
      Jej! Udało się! A teraz spadać z mojego koma *wywala wszystkich z komentarza*
      Przepraszam Mikiku-chan za zamieszanie, ale jak do komentarza wcina się Sting i Zeref normalnie być nie może :/
      Czekam na kolejny rozdział z zapartym tchem oraz życzę weny :)
      *Kin próbuje coś powiedzieć*
      Kin chce powiedzieć to samo co ja *Kin zaprzecza ruchem głowy, Shiruba nakłada jej na nią worek po ziemniakach*
      Do zobaczenia w następnym rozdziale :D

      Usuń
    2. Ps: Kochana z tego że często zaglądam tu na telefonie proszę zrób coś z szablonem na telefon, bo źle się czyta :/ :|

      Usuń
    3. Fakt, źle się czytało na telefonie, sama sprawdziłam. xD
      Teraz powinno być o wiele lepiej. ^^

      Usuń
  2. Świetne! :D Zaciekawiło mnie to, więc mam nadzieję, że nie zaprzestaniesz tworzenia tych cudeniek... Sting taki fajny *w* Charl taka... taka charlowa... 10/10 jak dla mnie :D
    Dużo herbaty i weny twórczej!
    Do następnego wpisu :*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Przeczytałeś/aś? W takim razie proszę, zostaw komentarz, ponieważ każdy daje mi niesamowitą motywacje do dalszego pisania. ^^